Jako bohater ostatniego felietonu czuję się współwinny za bałagan, jaki powstał na Siódmym, piszę więc w celu sprostowania niektórych opinii i niesłusznych zarzutów pod moim adresem, które zastąpiły dyskusję na poruszony przeze mnie temat Jabbera.

Jabber jest siecią otwartą i tego nie podważam. Mało tego, sam nawracam i ewangelizuję ZwykłychUżytkowników na Jabbera, kiedy tylko mam po temu sposobność. Nie jestem zwolennikiem zamknięcia tej sieci, nie chcę też ograniczać dostępu do niej nikomu. Pytam tylko, czy zależy nam na zapraszaniu nowych użytkowników masowo i akurat w tym momencie? Moim zdaniem, Jabber w Polsce nie jest jeszcze gotowy na przyjęcie wszystkich, a zwłaszcza użytkowników sieci cechujących się wysokim stopniem samowoli. Za taką mam bowiem sieć Gadu-Gadu. Nie jest to niczyja wina, bo doskonale rozumiem, że firma jest nastawiona na zyski z reklam i nie leży w jej interesie stresowanie użytkowników i potencjalnych reklamobiorców (zwanych też generatorami kliknięć). Widać to doskonale po różnych przejawach oburzenia spowodowanych udostępnianiem nakładek blokujących bannery w oknie rozmowy. W przypadku jabbera sytuacja ta jest drastycznie inna, jabberowi nie zależy na utrzymaniu swobody za wszelką cenę (to jest po trupach). Tutaj pojawia się problem interakcji nowych użytkowników z istniejącymi (i nie, nie uważam się za elitę, nie mówię tylko o „linuksiarzach” i geekach – wręcz przeciwnie, bo problem dotyczy głównie zwykłych, nietechnicznych). Poniżej przedstawiam zatem listę głównych problemów, które widzę na drodze do masowej popularyzacji jabbera w naszym kraju:

1. Brak obsługi privacy-lists
O ile sam protokół przewiduje przeróżne metody filtrowania przychodzących do nas informacji (nie tyczy się to bowiem tylko rozmów) i to filtrowania wspaniałego, bo po stronie serwera (a co za tym idzie, możliwość dowolnego przesiadania się między komputerami przy zachowaniu tej samej polityki prywatności), o tyle implementacja tego protokołu pozostawia wiele do życzenia. Nie znam żadnego komunikatora mainstream, który miałby wsparcie dla privacy-lists. To samo tyczy się niektórych implementacji serwerów. Sama specyfikacja protokołu może być najpiękniejsza, ale na nic nie zda się, póki nie zostanie do czegoś użyta. Oczywiście, słyszę już głosy mówiące „jest przecież konsola XML”, jednak przeczy to idei otwartości i równego dostępu, bo z konsoli XML skorzystać będą umieli tylko informatycy, co zaś ma zrobić ZU? Wiem, jak trudno przekonać kogoś do zmiany komunikatora, a co dopiero do zmiany sieci. Nie potrafię wobec tego wyobrazić sobie konieczności tłumaczenia wszystkim, jak działa konsola, co to jest XML i co tam trzeba wpisać. Potrafię też sobie wyobrazić śmiech obecnych użytkowników Gadu-Gadu, którzy zostają masowo wcieleni w szeregi jabberowe i z radością zauważają, że nasza piękna, otwarta sieć „jest taka super, a nawet nie ma blokowania, co to gadu ma je od lat”. W ten sposób możemy tylko stracić użytkowników.

Sugeruję więc zaczekać z propagandą i ambicjami do czasu, kiedy pozostali użytkownicy sieci będą na to przygotowani.

2. Brak nadzoru
Sprawa druga, Jabber z racji swojego rozproszenia składa się z dziesiątek i setek niezależnych maszyn. Problem pojawia się w momencie, gdy potrzebujemy czegoś od administratora jednego z hostów. Czy chodzi o zgłoszenie nadużycia, problemów z łącznością, nielegalnej syndykacji przeciążonych transportów, czy też może zwykłego chamstwa ze strony jednego z użytkowników pochodzących z danej domeny. Dotarcie do osoby władnej wymaga odnalezienia strony domowej danej maszyny, przeklikania się przez serwis, który może być w jakimkolwiek języku, ewentualnie trafimy na forum, gdzie pośród setek wypowiedzi staramy się wyłowić jakieś namiary na admina. Oczywiście, wyolbrzymiam, ale czynność ta jest tak czasochłonna, że w większości przypadków przechodzi ochota zgłoszenia czegokolwiek na samą myśl o przejściu przez procedurę poszukiwawczą. Sieci SMTP radzą sobie z tym w bardzo prosty sposób. Jest niepisane prawo, które stanowi, że każdy publiczny serwer SMTP, czy to firmowy, czy akademicki, czy prywatny, obsługuje maile przychodzące na adres abuse@domena i przekierowuje je do stosownych ludzi. Dlaczego nie można tego samego wprowadzić w przypadku jabbera? Proponuję zatem wprowadzić JID w postaci abuse@domena bądź stosowną pozycję „abuse” w przeglądarce usług, jednak niech będzie to rozwiązanie jednakowe dla wszystkich maszyn (przynajmniej w Polsce). Dużo łatwiej zapanować nad użytkownikami, kiedy mają oni świadomość, że ktoś tego pilnuje. Inni zaś czują się dużo lepiej, kiedy wiedzą, że ewentualne problemy mogą gdzieś zgłosić. Nie pozostawiajmy użytkowników samym sobie.

3. Wychowanie
Kiedy ja zaczynałem przygodę z siecią, miałem lat już kilkanaście, a zrobienie czegokolwiek wymagało zainteresowania się tematem. Poziom teleinformatyczny naszego kraju przypominał wioski koczownicze na górskich równinach Tybetu, samo skorzystanie z sieci wymagało znajomości u kogoś z łączem, instrukcji użycia modemu i przede wszystkim umiejętności korzystania z BBS-ów. Jako, że JedynąSłuszną metodą komunikacji był wtedy FidoNet, i z tym zjawiskiem musiałem się zaznajomić, a niejako „przy okazji” przebić przez tony dokumentacji typu „net howto” i różnych innych odmian netykiety (czy to globalnej, czy lokalnej dla danej społeczności sieciowej). Dziś internet jest nawet w lodówce, a dzieci dostają komputery na dziesiąte urodziny. Rodzice sadzają swoje pociechy przed monitorami, bo „bawią się niegroźnie i nie marudzą”. Rozumiem brak przygotowania technicznego, bo i czasy nie te i wymagania, ale smutne, że nikt nie uczy ich dobrego wychowania. Stąd mój postulat o umieszczanie na stronach komunikatorów (tak, komunikatorów, end-user wejdzie właśnie na stronę programu, a nie na jabber.org) krótkiej choć informacji typu „wstęp do życia w grupie” lub odnośnika do opisanej prostymi słowami netykiety. Złe zachowanie trzeba piętnować i korygować, a nie ignorować na zasadzie „ty też kiedyś byłeś nowy” – nowi będą zawsze i problem sam nie zniknie.

4. Katalogi publiczne
Oczywiście, idea katalogu publicznego jest prosta. Dostęp jest publiczny, a co za tym idzie, nieograniczony. Warto jednak zastanowić się, gdzie początkujący jabberowiec będzie szukał nowych znajomych? Właśnie w katalogu. O ile świadome wykorzystanie katalogu do znalezienia konkretnej osoby jest czymś wspaniałym, o tyle publikacja danych w tymże wiąże się z ryzykiem bycia zaczepianym przez znudzonych ludzi, na ślepo wybierających sobie ofiary. Cieszy mnie, że hapi.pl wprowadziło rozdzielenie na katalog lokalny i globalny (polski). Brakuje tylko informacji, że ludzie ci nie używają hapi i mogą mieć inne plany odnośnie spędzania czasu.

5. Świadomość używanych produktów
To właściwie największy problem w odniesieniu do Hapi. Sieć tą poznałem w dość nieprzyjaznych okolicznościach – zostałem kilkunastokrotnie zaczepiony przez grupkę użytkowników tamtejszego serwera. Co ważne – wszyscy byli jak jeden mąż przekonani, że ja też używam hapi. Skoro z nimi rozmawiam, to muszę go używać. Na stronie programu brakuje wyczerpujących informacji na temat klienta i sieci, której używa.

Tutaj kończę, czekam na komentarze (na poziomie – zawierające argumentację, a nie inwektywy). Pozdrawiam.

Tytuł i podtytuł pochodzą od redakcji.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: Patryk Zawadzki.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Oznaczone jako → 
Share →