Coraz szersze kręgi zatacza sprawa spamu rozesłanego przez SPPNN. Dla niezorientowanych w temacie Czytelników przybliżmy chronologię wydarzeń.
Co najmniej    od 2002 roku    Stowarzyszenie Pacjentów Primum Non Nocere rozpoczęło w polskim Internecie kampanię na rzecz powołania Rzecznika Pacjenta. Kampania ta nie wyróżniałaby się niczym szczególnym od innych, legalnie prowadzonych w demokratycznym kraju działań politycznych, gdyby nie metoda przyjęta przez pełnomocnika Stowarzyszenia — pana Adama Sandauera. Mianowicie, aby uzyskać wymagane 100000 podpisów do przedłożenia projektu ustawy pod obrady Sejmu, SPPNN zaczęło rozsyłać apele za pomocą e-mail, na adresy zgromadzone prawdopodobnie w wyniku    przeczesywania stron WWW, bądź kupione od handlarzy nielegalnymi bazami adresowymi.
Ten kontrowersyjny sposób prowadzenia kampanii wywołał liczne protesty właścicieli skrzynek pocztowych, którzy nie wyrażali zgody na otrzymywanie masowej korespondencji. W odczuciu społeczności, zgromadzonej zwłaszcza wokół grupy dyskusyjnej pl.news.mordplik, listy te były po prostu  spamem politycznym i jako taki mogły podlegać blokowaniu, ponieważ to odbiorca ma prawo decydować jakie listy odbiera.
W odpowiedzi, pan Sandauer dołączył do swoich listów    stopkę informującą o prawnych konsekwencjach blokowania jego listów.  Prawdą jest, że   Ustawa o świadczeniu usług drogą elektroniczną dotyczy wyłącznie listów komercyjnych.  Jest natomiast sprawą dyskusyjną, czy ustawa o wykonywaniu inicjatywy ustawodawczej przez obywateli faktycznie nakazuje właścicielom skrzynek e-mailowych otrzymywanie i czytanie listów będących elementem kampanii wyborczej. Wszak, w przeciwieństwie do plakatów, ulotek, spotów telewizyjnych — koszt takiej kampanii ponosi w większości nie nadawca, a odbiorca (zarówno provider jak i właściciel skrzynki). W działaniach zmierzających do ograniczenia tego kosztu, zarówno providerzy jak i użytkownicy stosują filtry antyspamowe i właśnie przeciwko filtrowaniu SPPNN rozpoczęło pod koniec 2003 roku intensywną kampanię.
4 stycznia 2004 Łukasz Kozicki, autor serwisu  Nospam-PL.NET  zamieścił    notkę o działaniach SPPNN, używając określenia „spamer”. To najwyraźniej zabolało pana Sandauera, w efekcie czego pozwał Łukasza do sądu pod zarzutem rozpowszechniania nieprawdziwych informacji i utrudniania kampanii wyborczej.
9 lutego, na rozprawie w Sądzie Okręgowym w Warszawie    odrzucono wniosek Komitetu.  Dr Adam Sandauer jednak nie zgodził się  z uzasadnieniem decyzji i postanowił skierować sprawę do sądu wyższej  instancji.
W międzyczasie, 14 lutego, minął ustawowy termin na zbieranie podpisów  obywateli pod projektem ustawy.  SPPNN   na swoich stronach oraz    w zaprzyjaźnionych serwisach winę za niepowodzenie swojego  przedsięwzięcia zrzuciło m.in. na administratorów serwerów pocztowych  komunikujących się w usernecie (pisownia oryginalna).  Dodatkowo, wmieszano do sprawy   stronę-żart zupełnie nie związaną z tematem SPPNN i stworzoną  dużo wcześniej, jako komentarz swoistego folkloru panującego na  grupie pl.news.mordplik.
Trudno stwierdzić w tej chwili jak dalej potoczą się losy SPPNN  i polskich przeciwników spamu. Jedno jest pewne — użytkownik ma prawo  do nieczytania wybranych listów i blokowania ich na serwerze. Ma prawo  również zlecić taką usługę administratorowi czy providerowi. O ile listy  są blokowane za wiedzą i zgodą użytkownika, nie może być mowy  o nielegalności takiego działania. Z wolnością słowa, na którą powołuje się SPPNN, nierozerwalnie związana jest też wolność słuchania, w tym prawo do rezygnacji ze słuchania/czytania czyjejś wypowiedzi.
Polecana lektura:  
- pl.news.mordplik;
- Czy SPPNN działa słusznie wysyłając spam? — felieton Łukasza Kozickiego;
- Nospam-PL.NET;
-     Spam a prawo – próba wskazania kierunków badawczych,
 Spam w formie niezamówionej informacji handlowej jako delikt nieuczciwej konkurencji,
 Pozyskiwanie vs. rozpowszechnianie — artykuły Piotra Waglowskiego;
- SPPNN.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: wanted.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.




