Nie, nie o totolotku i szczęściu do wygranych. Czas jakiś temu rzucił mi się w oczy w Polityce, a może w czymś innym pewien artykuł. Otóż amerykańscy (a może jacyś inni) naukowcy prowadzili badania nad ludzką satysfakcją. Próbowali przeliczyć szczęście na równowartość w dolarach. Czy naukowcy naprawde nie mają nic ważniejszego do roboty, i czemu podatnik musi płacić za coś takiego, to zupełnie inna sprawa. W każdym razie doszli do dość ciekawych wniosków.
Otóż amerykańskie rodziny stają się coraz bardziej nieszczęśliwe. Paradoksalnie, bo zarabiają coraz więcej, i wiedzie im się coraz lepiej. A jednak wyliczony współczynnik szczęścia (nie wiem, jak wyliczony, ale załóżmy, że jakoś wyliczony) spada. Po dłuższych badaniach wyliczono (uwaga, mogę się mylić w liczbach, nie wszystko pamiętam), że rozwód kosztuje tyle szczęścia, co utrata kilkadziesięciu, a może kilkuset tysięcy dolarów itd. W sposób dość precyzyjny wyliczono, że mniejsza stabilność rodzin amerykańskich zżera całą nadwyżkę szczęścia wygenerowaną dzięki większym dochodom.
Hm. Coś w tym może być. Zważmy, że ludzie biedni dość często bywają szczęśliwi – i stosunkowo rzadko się rozwodzą. Co jest skutkiem, a co przyczyną, nie wiem, gdyby to określić w liczbach i zapędzić twierdzenie Bayesa do roboty… może coś by wyszło.
Trochę niezależnie zastanawiałem się nad przyczynami fanatyzmu większości wyznawców Linuksa. Hm. System jak system. Czy lepszy, czy gorszy niż inne, to mniej istotne. Ale żeby traktować to jak religię? Po przeczytaniu wzmiankowanego artykułu siadłem i policzyłem.
Wartość zainstalowanych na moim pececie aplikacji to, w zależności od interpretacji, mój półroczny lub pięcioletni dochód. Policzmy.
- Linux szt. raz: powiedzmy, windows 2000 pro: 2000 zł? (nie wiem, zgaduję, bo od dawna nic microsoftowego nie kupuję, ale myślę, że niewiele się mylę).
- StarOffice + PostgreSQL + mySQL – hm, powiedzmy, jakieś 2000-3000 zł
- xfig – jakieś Visio, pewnie z 1000 zł
- gimp – no, Adobe może nie, ale Paint-Shop Pro, jakieś 1000 zł (gimp windowsowy się okrutnie sypie, nad czym boleję ja i moje skany)
- TCM – najtańszy systemik CASE to kilka tysięcy USD
- PHP – hm, gdybym kupował jakies Visual Basic, albo co…
- O PHPNuku nie wspomnę, podobnej klasy komercyjne systemy do budowania portali kosztują od kilku do kilkuset tysięcy USD
- no i wiele innych.
W efekcie, żeby sobie legalnie kupić moje zabawki (a może narzędzia pracy) musiałbym ciężko harować, nie jedząc, nie płacąc za mieszkanie – z pół roku, albo i więcej. Co więcej, obecnie używając tego oprogramowania, zarabiam w sposób, jaki lubię, a tak musiałbym albo zaciągnąć kredyt, albo wziąć się za jakąś durną robotę. Czyli nie jest źle.
Jeżeli dodamy, że jedna noc zarwana nad kodem przynosi nam -5 pkt. szczęścia (PS), jedna noc na ircu +5 PS, każda ściągnięta mp-trójka, eps, no więc każda obejrzana fajna strona WWW…
W sumie jakoś wychodzi na plus. Czyli Linux nam szczęście daje. W jakiejś wymiernej ilości (Macias: ILOŚCI!!!, choć wymiernej, to niepoliczalnej). Oczywiście Linux nam też szczęście odbiera – jakieś cholerstwo nie działa tak, coś tam źle spolszczone, coś wymaga biblioteki w wersji A.B.C, coś znowu X.Y.Z. Jednak bilans, przynajmniej w moim przypadku jest dodatni.
Zważmy, że im kto lepszym fachowcem, tym więcej punktów dodatnich, tym mniej ujemnych. Może dlatego też fachowcy Linuksa lubią. Ale to w zasadzie odnosi się do dowolnego systemu dającego fachowcom możliwości (a nie stawiającego pod ścianą rozpaczy, jak ostatnio instalacja Office XP na systemie wiadomym…).
Pytanie, co jest przyczyną fanatyzmu neofitów? Przypominając sobie podstawy analizy matematycznej, funkcje logarytmiczne i pochodne – można wprowadzić pewne poprawki do teorii szczęścia. Otóż być może szczęście mierzy się nie wartościami bezwzględnymi, a przyrostowo. Czyli przejście z platformy do platformy (nie obywatelskiej!!!) daje jakieś szczęście, i tego jest tyle, że ludzie głupieją.
Co może dawać szczęście? Wyższość Linuksa nad Windows? Ale w momencie, gdy człowiek zaczyna się tym zajmować, ujemnych PSów jest dużo. Dodatnie PSy przynosi w zasadzie stabilność systemu – bo z przewagi tekstowych plików konfiguracyjnych nad rejestrem, możliwości zwłaszcza sieciowych… to sobie początkujący sprawy nie zdaje. Za to ma masę wkurzających zagadek: jak ustawić polskie litery, jak to, jak tamto…
Co więc może być przyczyną takiego zachowania? (jak fanatyk-neofita się zachowuje, każdy widzi). Hm. Zostaje jeszcze jedno – poczucie wyższości nad userami Poprzedniego Systemu ™. Ja jestem taki dzielny, bo używam powszechnie niezrozumiałego systemu. Ja jestem dzielny, bo mogę wypowiadać powszechnie niezrozumiałe wyrazy… Cóż, poczucie wyższości daje z pewnością masę dodatnich PSów.
W pewnym momencie takie PSy gwałtownie maleją, bo ci lamerzy, co to tak się nie chcieli przerzucić na właściwy system, teraz nagle zaczęli i przychodzą z głupimi pytaniami, typu: co zrobić, żeby XXX zadziałało… A jak nasze poczucie własnej wartości opierało się na klikaniu OK w instalatorze mandrejka… to teraz gwałtownie spada. Do pewności zawodowca, że da sobie radę w każdej sytuacji, jest długa droga. Żeby budować szczęście w oparciu o linuksowe PSy, trzeba naprawdę się postarać.
W dodatku, im kto lepszym fachowcem, tym więcej spada na niego niespodzianek. Jeżeli jednego dnia trzeba przeportować system klasy MRP II, w dodatku po szwedzku, z SCO na Linuksa, poprawić konfigurację Postfixa (zwłaszcza, gdy samemu używa się qmaila) oraz zgadnąć, co jest nie tak w konfiguracji binda opierając się na informacjach klasy „nie widać strony www”, to można się załamać. Satysfakcja z wykonania czegoś takiego daje parę dodatnich PSów. Dodatkowe PSy dałaby sowita zapłata, ale jak zwykle w tym momencie występują obiektywne przeszkody…
No cóż, można sobie indeks szczęścia (i poczucie własnej wartości) podbudować pisząc artykuł do 7th Guarda 🙂
Archiwalny news dodany przez użytkownika: Jacek Kijewski.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.