Dopiero dziś wpadł mi w ręce artykuł z ostatniego dodatku komputerowego Gazety Wyborczej. Jubileusz Linuksa, bo o nim mowa, w piękny sposób opisuje używany przez część z naszych czytelników system… Problem polega na tym, że niestety jego autor niezupełnie wiedział, o czym pisze. Popełnił niestety błędy mogące odstraszyć potencjalnego Linuksowca od tego systemu…
Autor pisze:
Droga "pod strzechy"okazuje się dla Linuksa dużo trudniejsza. System wymaga dość dużej wiedzy już w momencie instalacji. Daleko mu do Windows, które wyjęte z pudełka zadziałają na przeciętnym pececie. Niejednego ciekawskiego zraziło na dzień dobry pytanie o numer IP zadane przez program instalacyjny - Windows nieprowokowany nie zadaje tak podstępnych pytań.
Jak zapewnie większość z was wie, ten akapit zawiera drobną nieścisłość – Marcin Bójko zapewnie widział kiedyś instalator, ale musiało być to albo bardzo dawno temu, albo był to instalator jednej z bardziej zaawansowanych dystrybucji. Te przeznaczone dla początkującego użytkownika są banalne w obsłudze i często instalują się łatwiej niż MS Windows. Ale idziemy dalej…
Po za tym liczba programów rozrywkowych na Linuksa, a to wszak najbardziej liczy się w domu, jest naprawdę znikoma. Kiedyś spędziłem długie godziny w Internecie na poszukiwaniach odtwarzacza DVD dla Linuksa. Programów darmowych nie było, bo algorytm odtwarzania płyt jest tajny, a licencja na używanie kosztuje słone pieniądze.
Widać autor tekstu w Wyborczej mało przyłożył się do poszukiwań, a może ma problemy z obsługą wyszukiwarek internetowych? Wejdzmy do takiego Google’a. Zadajmy pytanie DVD player for Linux download. Hmm, co my tu mamy – xine, OpenDVD, LiViD, mplayer, DVD for Linux… Mamy tu zarówno oprogramowanie, jak i gotowe howto, które przeprowadzą nas krok po kroku poprzez proces odtwarzania płyty. Czyżby pan Marcin nigdy nie słyszał, że algorytmy można patentować, ale w USA? No i zapomniał również o płytach niekodowanych, których też trochę istnieje…
Ale nic to, każdemu może się to zdarzyć. Czytamy dalszy ciąg tekstu:
Programów komercyjnych nikt nie przygotowywał na Linuksa i w konsekwencji musiałem oglądać filmy, korzystając z Windows.
Biedny autor. Jego nieumiejętność wyszukiwania informacji w internecie uniemożliwiła mu skopiowanie programu za darmo, a i o komercyjnych nie mógł się dowiedzieć. Na jego szczęście mamy okoliczność łagodzącą – komercyjne LinDVD nie jest dostępne dla użytkowników końcowych, gdyż pisane było na razie z myślą o sprzedaży producentom embedded devices. No cóż, ale nie można powiedzieć, że coś takiego nie istnieje…
Podobnie jest z grami. Użytkownicy Linuksa niechętnie traktują pomysł płacenia za oprogramowanie, a firmy produkujące gry chcą na nich zarabiać. Nic więc dziwnego, że praktycznie nikt nie pisze gier na Linuksa.
Hmm, tak, to prawda. Komercyjnych producentów gier nie jest wielu. Największym jest takie sobie Loki Software, które w swoim dorobku rzeczywiście nie ma nic ciekawego. No i te darmowe gry… co za szmira 😉
Szkoda, że autorowi tekstu w Wyborczej nie chciało się sprawdzić swoich wiadomości. Dzięki temu na pewno udało mu się zniechęcić część czytelników zachęconych do Linuksa pierwszymi akapitami. (btw: o pomyleniu DOSa z Minixem nie warto wspominać… i tak nikt nie zauważy 😉 ) Czy to się nazywa dziennikarstwo?
Archiwalny news dodany przez użytkownika: honey.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.