Po 244 latach regularnego publikowania, legendarna encyklopedia Britannica przestaje ukazywać się w wersji papierowej. Jest to wydarzenie symboliczne na dwa sposoby. Po pierwsze, pokazuje że w dobie błyskawicznego dostępu do aktualnej informacji, papierowe encyklopedie tracą rację bytu. Po drugie – że aby przetrwać, trzeba myśleć o nowym podejściu do dotychczasowego biznesu. Bo Britannica nie znika, a jej wydawca nie bankrutuje. To, czego jesteśmy świadkami, to symboliczne przejście ze starego do nowego modelu biznesowego.
Encyklopedia Britannica będzie w dalszym ciągu rozwijana i dostępna w edycjach DVD i internetowej. Dodatkowo będą rozwijane produkty dodatkowe – kierowane do innych użytkowników (słowniki, edycje tematyczne, produkty edukacyjne) – które od lat przynoszą firmie większy zysk, niż jej flagowy produkt. Przynoszą go, ponieważ właściciele Encyklopedii już dawno temu zauważyli, że rozwój informatyki doprowadzi do takiego przeobrażenia rynku, że zabraknie na nim miejsca dla wielotomowych dzieł częściowo nieaktualnych już w momencie wysyłania do drukarni.

Britannica już w latach osiemdziesiątych pracowała nad produktami ery cyfrowej. Dość szybko pojawiła się też w internecie – choć przez swoją zamkniętość równie szybko straciła pozycję na rzecz Wikipedii. Jednak Britannica jest rozwijana przez cały czas, a jej twórcy zamiast narzekać na odbierających im chleb Wikipedystów, poszerzają swój rynek i opracowują nowe produkty.
Brzmi znajomo? Nie? Oczywiście, że nie. Trudno, żeby brzmiało znajomo, skoro głosem wiodącym w dyskusji o reformie prawa autorskiego pozostają “niereformowalni”. Ci, którzy bronią drogiej sprzedaży egzemplarzowej, przez systemy DRM próbują kontrolować to, co ich klient może zrobić z produktem, a nierealnymi żądaniami doprowadzają do bankructwa przedsiębiorców chcących dystrybuować ich produkty nowymi kanałami. Dopóki, zamiast szukać nowych modeli biznesowych – jak z sukcesem zrobiła to konkurująca z darmowymi produktami wysokiej jakości Britannica – będzie się próbowało prawnie bronić rozwiązań z XX wieku, nikt nie wygra. Jeśli zaś klient przestanie być traktowany jak złodziej, i da mu się prawo dostępu do danych których szuka – zapłaci. Może nie tak dużo, jak dziś płaci za pudełko w dniu premiery – za to zrobi to częściej i chętniej. Co już dawno zauważyło “99-centowe” Apple.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: honey.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Oznaczone jako → 
Share →