(Poniższy tekst stanowi reprint artykułu opublikowanego na łamach Rzeczpospolitej)
Zbliżająca się trzecia rocznica protestów przeciw ACTA i cenzurze w internecie może być świętowana w bardzo nietypowy sposób. Niecały rok przed wyborami, w momencie gdy poparcie najmłodszych głosujących może zadecydować o zwycięstwie w listopadzie 2015 r., wiceminister finansów Jacek Kapica po raz kolejny zapowiada wprowadzenie blokowania treści w internecie.
Trzy lata temu w największych polskich miastach miały miejsce protesty przeciwko ACTA, traktatowi walczącemu m.in. z nielicencjonowanymi treściami w sieci. Dziesiątki tysięcy osób wyszły na ulice w obronie prawa do wolności, obawiając się wprowadzenia mechanizmów pozwalających w dowolnym momencie odciąć dostęp do części stron internetowych. Protesty rozlały się na sąsiednie kraje, stały się głównym przykładem zaangażowania społeczeństwa Europy w obronę nieograniczonego dostępu do sieci.
Obawy nie były bezpodstawne – zaledwie dwa lata wcześniej Ministerstwo Finansów zaproponowało wprowadzenie mechanizmów umożliwiających blokowanie dostępu do niektórych stron internetowych. W projekcie ustawy hazardowej znalazły się wtedy zapisy o wprowadzeniu rejestru stron i usług niedozwolonych, z listą stron niedostępnych z terytorium Polski, zawierających treści propagujące ustrój totalitarny, pornografię z udziałem małoletnich, treści podstępnie wprowadzające w błąd lub niedozwoloną reklamę oraz informację o sponsorowaniu w powiązaniu z grami hazardowymi. Wówczas motywowano to koniecznością ochrony społeczeństwa, dziś motywacja jest prostsza: ochrona interesów czterech firm hazardowych posiadających polskie licencje.
Spełnienie marzeń firm hazardowych
W wypowiedzi dla portalu BizTok, minister Kapica poinformował, że w celu wzmocnienia legalnej konkurencji wśród firm hazardowych oraz dla ochrony graczy „chcących uczestniczyć w tego typu zabawie” trwają prace koncepcyjne nad prawem blokującym dostęp do niektórych stron internetowych. Nowe prawo miałoby zostać przyjęte przez Sejm kolejnej kadencji.
Zapowiedzi ministra Kapicy są pełną realizacją postulatów czterech firm hazardowych posiadających polską licencję. W połowie 2013 r. Stowarzyszenie Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskich domagało się od Urzędu Komunikacji Elektronicznej stworzenia rejestru niedozwolonych stron internetowych i blokowania dostępu do nich. Blisko rok później powstała strona internetowa RatujmyBudzet.pl, na której przedstawiciel jednego z operatorów sugerował blokadę wybranych adresów internetowych, do dziennikarzy zaś trafiła informacja prasowa o wysokim poparciu Polaków dla blokowania nielegalnych witryn hazardowych.
Opozycja na ratunek?
Działanie Ministerstwa Finansów wydaje się idealnym prezentem dla opozycji – to już trzecia w ostatnich latach próba wprowadzenia mechanizmów, które można wykorzystać do blokowania kolejnych „niepożądanych” treści w internecie. Dwie poprzednie – w latach 2010 i 2012 – zakończyły się ostrymi protestami społecznymi.
Jednak wykorzystanie zapowiadanego projektu cenzurowania sieci w kampanii wyborczej może okazać się mieczem obosiecznym. W Sejmie czeka na przyjęcie projekt uchwały posłów Solidarnej Polski wzywającej ministra administracji i cyfryzacji do przygotowania rozwiązań blokujących dostęp do pornografii. Kilka lat wcześniej posłowie PiS forsowali z kolei projekt poszerzający zakres i czas przechowywania danych o naszych działaniach w sieci. Wydaje się więc mało realistyczne, że tym razem zrezygnują z możliwości ustawowego zrealizowania swoich postulatów.
Przedstawienie projektu ustawy wprowadzającej czarną listę stron internetowych stanie się, podobnie jak kilka lat temu, zaledwie początkiem dyskusji nad rozszerzeniem katalogu blokowanych treści. Poza szeroko rozumianymi informacjami związanymi z hazardem oraz trudną do prawnego zdefiniowania pornografią możemy się spodziewać postulatów związanych z ograniczeniem dostępu do treści naruszających prawo autorskie, „podstępnie” zachęcających do niekorzystnego rozporządzenia swoim majątkiem oraz promujących treści totalitarne. I w ten sposób przy udziale przemysłu muzycznego, filmowego, Komisji Nadzoru Finansowego oraz polityków powstanie wierna kopia kontrowersyjnej propozycji sprzed pięciu lat.
Ograniczenie wolności
Problem w tym, że jedynym rzeczywistym efektem czarnej listy będzie zrobienie przez Polskę kroku w stronę budowy społecznego przyzwolenia dla mechanizmów ograniczających wolność wypowiedzi. Było to widoczne np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie w ramach walki z terrorem po zamachach 11 września doprowadzono do wzrostu obojętności społecznej na nieakceptowalne wcześniej ograniczenia wolności obywatelskiej. Takie działanie w kraju, gdzie samoświadome społeczeństwo dopiero się buduje, są trudne do zaakceptowania.
Techniczna blokada
dla blokowania treści
Z technicznego punktu widzenia skuteczne zablokowanie dostępu do niektórych stron internetowych, bez wprowadzenia pełnej inwigilacji każdego internauty, jest niemożliwe. Najlepszym dowodem nieskuteczności rozwiązań informatycznych w blokowaniu internetu są niemożność zlikwidowania dostępu do WikiLeaks czy trwająca od wielu lat walka z serwisem The Pirate Bay. Uniemożliwienie korzystania z tych serwisów okazało się niemożliwe, mimo prób podejmowanych przez rząd USA oraz wspierany przez prawników i inżynierów przemysł rozrywkowy.
Z tego powodu w wielu krajach porzucono próby blokowania dostępu do stron hazardowych. Zdecydowano się w zamian na jedno z dwóch rozwiązań: obniżenie podatków, by z korzyścią dla budżetu zachęcić do zdobycia lokalnej licencji, lub korzystanie z istniejących regulacji bankowych, by blokować przepływy pieniężne między grającymi a zagranicznymi firmami hazardowymi. Z niedawnych wypowiedzi wiceministra finansów wynika, że ta druga opcja jest w Polsce stosowana z niemałym sukcesem.
Co w przyszłości?
Przykład Węgier pokazuje, że próby ograniczania internetu są jedynym tematem łączącym obywateli ponad podziałami politycznymi i pokoleniami. Dlatego niezależnie od tego, czy prawo zostanie wprowadzone czy nie, możemy w najbliższych miesiącach spodziewać się poważnej dyskusji na ten temat. Będziemy słyszeć o ochronie graczy, o bezpieczeństwie nieletnich i o konieczności podtrzymywania ograniczeń w sponsorowaniu polskiego sportu. Może znów zobaczymy uliczne protesty.
A co zrobią gracze? Nic nowego. Nacisną guzik włączający darmowy VPN (ang. Virtual Private Network, czyli wirtualna sieć prywatna) – ten sam, którego już dziś używają do oglądania filmów na Netfliksie lub stronach BBC. Do których dostęp z Polski jest zablokowany – teoretycznie.
Artykuł oryginalnie ukazał się 4 grudnia 2014 r. na łamach Rzeczpospolitej pod tytułem Ryzykowne blokowanie stron w sieci.