Tak, to właśnie on… Jacek Kijewski, po długiej nieobecności na łamach serwisów internetowych znów pisze… Dziś prezentujemy jego felieton poświęcony, jak sam pisze, żółtym kuleczkom. Ale czy tylko im? Przeczytajcie…
Dawno, dawno temu, gdy serwerami były ZX Spectrum, a płyty główne były okrągłe, na ETI (wówczas Elka) PG wykładał (i zapewne wykłada do dziś, oby żył wiecznie) matematykę niejaki Krwawy Heniu, doktor. Heniu Krwawym nie był, w życiu nie spotkałem wykładowcy bardziej pro-studenckiego, ale ktoś, nie rozumiejący zawiłości analizy matematycznej, metkę taką mu przyczepił i tak zostało. No trudno. Heniu miał pewną wadę – matematyka była jego hobby i wykłady prowadził, jakby rozmawiał z kolegami – matematykami. Co powodowało, że ja, prosty i skromny student, praktycznie nic nie rozumiałem.
Heniu w pewnym wywodzie przytoczył twierdzenie o trzech kuleczkach. Brzmi ono: jeżeli mamy trzy kuleczki i chcemy je umieścić w dwóch szufladach, to oczywistym jest, że w jednej z szuflad będą minimum dwie kuleczki. Z tego wynika, że liczby rzeczywiste leżą gęsto na osi. Długo to próbowałem zrozumieć, nijak mi nie wychodziło. Ale skoro Heniu tak mówił, to znaczy, że pewnie wynika i zostawiłem to na tym etapie. W końcu to Heniu był fachowcem, doktorem matematyki, a ja świeżo po maturze, więc miałem prawo się nie znać.
Heniu również kiedyś liczył jakiś zawiły ślad macierzy, a może wyznacznik śladu, względnie coś jeszcze innego – było to dość dawno temu. Wyszedł mu jakiś wynik. Zapytał, kto głosuje, że jest on poprawny. Część ludzi podniosła ręce. A kto, że jest niepoprawny. Inna część podniosła ręce. Na to Heniu rzekł, że ten wynik jest albo poprawny, albo niepoprawny, matematycznie można to sprawdzić, a nasze głosowanie jest (tu wstawił kaszubski wyraz) warte, bo nie ma żadnego wpływu na rzeczywistość.
Podrapałem się po głowie – istotnie, po co głosować nad czymś, co naszym głosowaniem się nie przejmie i niezależnie od wyniku będzie albo prawidłowe, albo nieprawidłowe. Przypomniało mi się to zdarzenie, gdy słuchałem relacji nt. dyskusji nad budżetem i braku 80 miliardów (nowych) złotych. Pomijam fakt, że firma, w której wystąpi deficyt, upada (oj, coś wiem…), a państwo nie. Bardzo mi się podobała dyskusja: minister finansów twierdził, że deficyt wynosi tyle, jacyś eksperci bliżej nieznani, ale powołani przez premiera twierdzili, że wcale nie, bo najwyżej połowę. W międzyczasie wymieniono ministra na lepszego, który będzie głosował za znacznie milszym deficytem.
Ów deficyt jednak nie przejmował sie owymi dyskusjami i wynosił (przy danych założeniach) tyle, ile wynosił, ani grosza mniej, ani więcej. Wszelkie głosowania na ten temat były jakby z definicji pozbawione sensu. Problem polegał na tym, że Heniowi mogłem zaufać – są kuleczki, to liczby leżą gęsto – tutaj zaufać nie ma komu, bo każdy mówi dużo o tym, na czym się najmniej zna. Życie po raz kolejny przerosło kabaret.
Kabaretu ciąg dalszy nastąpi, gdyż dla odmiany teraz my mamy wybrać drogą głosowania tych, którzy będą w naszym imieniu głosować, czy 2+2=4, czy też może wręcz przeciwnie. Niczyje zdrowie, życie ani majątek nie są bezpieczne, gdy obraduje parlament. Pamiętam kiedyś pewną dyskusję: czy po poniedziałku może być środa? Może. Sejm uchwali, Senat zatwierdzi, Prezydent podpisze i będzie środa.
Dla informatyka jest to wszystko dość zagadkowe, lata praktyki przy wdrożeniach mówią jednak, że nie ma takiej głupoty, której by użytkownik nie wymyślił, doprowadzając wszystkich wokół do rozpaczy. Zmieniając użytkownika na władzę – jak znalazł mamy narzędzie do pojmowania świata.
Ostatnimi czasy Urząd Kontroli Skarbowej przyłapał pewną firmę. Firma owa ofiarowała miejscowej parafii jakieś pieniądze. Ksiądz w liscie podziękował i zapewnił, że będzie się modlił o pomyślność tej firmy. Urząd potraktował to jako świadczenie wzajemne, nie darowiznę, opodatkował i kazał zapłacić. Nie wiem, jak wycenił wartość modlitwy. Nie wiem też, jak ongiś wycenił wartość Linuksa. Biorąc pod uwagę ilość modlitw wznoszonych w Polsce, jak i ilość zainstalowanych Linuksów wg stawek skarbówki jesteśmy trzecią potęgą finansową świata. Wliczając misjonarzy, nawet drugą. Kuleczki leżą w szufladach, a ja nadal nie wiem, dlaczego wynika to, a nie tamto. I nie mam komu wierzyć, bo przecież nie urzędnikom i politykom. I to bardzo męczy. Może zagłosuję za deficytem na poziomie 76.5 miliarda złotych? A co, mój głos jest równie dobry, jak ministra finansów i ministerialnych ekspertów. Również (przy niezmienionych założeniach) nie ma na ów deficyt żadnego wpływu.
Będąc anarchistą nie bardzo wierzę w wybory i głosowania. W czasie, gdy w Polsce będą wrzucać kartki do skrzynek (gdyby wybory mogły coś zmienić, dawno byłyby zakazane!) będę przebywał w miejscu bardzo od demokracji odległym. Tam, gdzie panuje czysty zamordyzm. Trzeba przeprowadzić jacht na cieplejsze wody, zajęcie dobre, jak każde inne.
A co to ma wspólnego z Linuksem? Hm. Jeszcze niedawno szarpałem się wte i nazad, popularyzowałem, argumentowałem… trudności natury różnej kazały skupić się na własnej osobie. W domu mam 5 linuksów, w firmie u kolegi następne 3 – i one pracują niezależnie, czy ktoś nad nimi głosował, czy nie. Przy czym nawet nie zostawiają wyboru: pracują czy nie, bo po prostu pracują. Zgodnie z wykładnią skarbówki posiadam wielki majątek (same komputery są warte po kilkaset zł sztuka, ale system… gdyby w to miejsce zainstalować MS BO Server…), gdyby nie to, że ateistą jestem, pomodliłbym się, aby dodać im wartości.
Heniu miał szczególne hobby – kraty. Kraty to taki rodzaj zbiorów, charakteryzujący się czymś specjalnym (nie wiem czym, bo ja mam inne hobby). Heniu wdał się kiedyś w rozmowę ze ślusarzem. Ślusarz rzekł z dumą: bo ja robię w kratach! Na to Heniu, po chwili zastanowienia: wie pan, ja w sumie też.
My, informatycy, robimy w liczbach. Władze robią też w liczbach, ale odnoszę wrażenie, jakby jednak nie było to to samo. A trzy żółte kuleczki były mi potrzebne do… no jakoś felieton trzeba zacząć.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: Jacek.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.