Jako że efekty bezsennych nocy nie muszą być koniecznie sensowne ani logiczne, przeto asekurancko meritum sprawy umieszczam w sekcji „więcej”, a jeśli zechcecie tam zerknąć proszę od razu nie irytować się moją kombinacją alpejską…
Przyznaję, iż nadal nie mogę jakoś uwierzyć w efektywność komercyjnego układu open source (w sensie: „i tak ukradną”), stąd też ciągle w tle kołaczą mi się myśli nt. licencji GPL jako takiej. I chyba, ale głowy za to nie położę, znalazłem sposób jej legalnego obejścia. Oto przepis:
- piszemy świetny programik, korzystając gęsto z otwartych bibliotek i tym podobnych (to po to, aby podpaść pod „paragraf”), programik naprawdę dobry,
- robimy z naszej aplikacji program komercyjny, więc zgodnie z GPL-em mamy obowiązek załączyć źródła bąadź wskazać ich adres,
- tworzymy stronę WWW, gdzie zamieszczamy info o programie i piszemy coś w tym guście „wszyscy klienci, którzy juz uiścili opłatę za program ($400 000 000) mogą go pobrać stąd„, gdzie „stąd” jest rzeczywistym linkiem do jak najbardziej rzeczywistego pakietu programu (bez źródeł),
- technicznie tak naprawdę każdy może pobrać ten pakiet, a my jako autorzy w tym absolutnie nie przeszkadzamy,
- do pakietu dodajemy informację, iż jeśli legalny użytkownik sobie życzy, wysyłamy źródła na życzenie na podany adres,
Efekt: program rozchodzi się za darmo, ale w postaci closed- source, czyli cały czas trzymając się litery GPL tak naprawdę obeszliśmy ją.
Oczywiście może znaleźć się jakiś narwaniec i kupić program, ale to nawet i lepiej. Za taką cenę…
Archiwalny news dodany przez użytkownika: MACiAS.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.