Czy pamiętacie, od czego rozpoczęły się szerokie protesty społeczne, które doprowadziły do zmiany stanowiska naszego rządu w sprawie ACTA? Rejestr stron i usług niedozwolonych, wprowadzany przy okazji projektu nowelizacji ustawy hazardowej, miał skutkować stworzeniem centralnej listy stron internetowych, do których nie byłoby dostępu z terytorium polski. Pierwotnie miał dotyczyć „ochrony obywateli” m.in. przed dostępem do serwisów reklamujących lub umożliwiających gry hazardowe w internecie, prowadzonych przez firmy nieposiadające polskiej licencji. W związku z tym, że Ministerstwo Finansów wprowadziło wysokie opodatkowanie polskich operatorów gier internetowych, gracze – nawet gdy pojawiły się już polskie koncesje – w dalszym ciągu wolą wydawać pieniądze u operatorów zagranicznych, u których po prostu mogli wygrać więcej inwestując tę samą sumę. Na czym traci budżet państwa – oraz działające w Polsce firmy bukmacherskie. Rozwiązać ten problem można na dwa sposoby – albo zmieniając podatki, albo wprowadzając mechanizmy cenzury w internecie. Dla kogoś to drugie rozwiązanie okazało się dla kogoś bardziej pociągające…
Kilka godzin temu do dziennikarzy dotarła informacja prasowa zatytułowana „Państwo powinno blokować nielegalne witryny hazardowe – deklaruje 77% Polakow – Millward Brown„. Jest to materiał informujący pobieżnie o wynikach badań Millward Brown (nie ma informacji, na czyje zlecenie przeprowadzonego) oraz reklama serwisu Ratujmy Budżet. Cytowany na stronach przedstawiciel firmy Fortuna proponuje wprowadzenie modelu włoskiego, opisanego jako polegający na odcinaniu dostępu do adresów IP serwisów firm „bwin, bet-at-home, bet365, William Hill, 888-sport, Unibet i innych”. Wprowadzenie blokad miałoby wzbogacić polski budżet o niebagatelną kwotę 1,7 miliarda złotych w ciągu najbliższych pięciu lat.
W ten sposób, pod pozorem dbałości o polski budżet, ktoś (anonimowo) działa na rzecz wprowadzenia do polskiego prawodawstwa rozwiązań mających na celu pozasądowe blokowanie dostępu do niektórych serwisów internetowych. Przypomnijmy, że Rejestr Usług i Stron Niedozwolonych, wprowadzany ustawą hazardową, obejmował również inne rodzaje treści. Trzeba pamiętać, że jeśli już stworzymy wyłom w polskim prawie gwarantującym – generalnie – wolność słowa, dalsze ograniczenia będą już prostsze.
Przypomnijmy, że polskie prawo już dziś przewiduje kary za korzystanie lub oferowanie usług hazardowych bez licencji – również przez internet. Znowelizowany przez Ustawę hazardową zapis Ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną brzmi:
Świadczenie usług drogą elektroniczną w zakresie gier hazardowych podlega prawu polskiemu, w przypadku gdy gra hazardowa jest urządzana na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej lub usługobiorca uczestniczy na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej w grze hazardowej, lub usługa jest kierowana do usługobiorców na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, w szczególności dostępne jest korzystanie z niej w języku polskim lub jest reklamowana na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej.
Zwracam uwagę na fakt, że polskie prawo już dziś przewiduje nakładanie kar na dostawców nielicencjonowanych usług hazardowych, wystarczy że ich serwisy są prowadzone w języku polskim.
Patrzmy więc na ręce anonimowym jednostkom dbających o krajowy – i przy okazji swój firmowy budżet. Bo przy okazji mogą dążyć do ograniczenia wolności pozostałych obywateli.
Aktualizacja: Piotrek Waglowski słusznie zwraca uwagę, że jest to kontynuacja akcji sprzed paru miesięcy (tutaj) – tym razem jednak wsparta działaniami internetowymi oraz badaniami wskazującymi na ogromne poparcie dla tego pomysłu.