ComScore Networks opublikowały ranking najpopularniejszych stron, biorąc pod uwagę liczbę odwiedzających je internautów (powyżej 15 roku życia) we wrześniu 2006. Wśród 15 najpopularniejszych stron Wikipedia – zajmująca miejsce szóste ze 155 milionami użytkowników – jest jedynym serwisem niekomercyjnym.

Popularność Wikipedii tłumaczy dlaczego firma HipMojo zajęła się szacowaniem hipotetycznej wartości Wikipedii (gdyby była komercyjnym przedsięwzięciem utrzymującym się z reklam) – i wyceniła ją na 580 milionów dolarów. Jason Calacanis (CEO serwisu do blogowania Weblogs, Inc.) uważa, że encyklopedia jest warta 10 razy więcej – około 5 miliardów dolarów. Zdaniem Calacanisa sama firma AOL byłaby gotowa płacić 100 milionów dolarów za możliwość zaoferowania Wikipedii darmowego hostingu w zamian za malutką grafikę informującą o tym fakcie, umieszczoną na głównej stronie encyklopedii. Calacanis uważa, że grzechem jest tracenie każdego dnia “milionów dolarów, które mogłyby zmienić świat”.
Nicholas Carr, komentując propozycję Calacanisa nazywa Wikipedię marzeniem każdej firmy reklamowej, najcenniejszym serwisem w całym internecie z punktu widzenia Google. Nie dość, że serwis jest niezwykle popularny, to ludzie odwiedzają go w poszukiwaniu informacji, które w wielu wypadkach mogłyby być informacjami reklamowymi. Niemniej podsumowując Carr stwierdza, że reklamy na Wikipedii mają tyle samo sensu, co na ścianach Wielkiego Kanionu:

“Decyzja, aby czegoś nie komercjalizować nie jest decyzją niemoralną”.

Co ciekawe, reklamy wyświetla siostrzany wobec Wikipedii projekt Wikia. Jest to platforma wiki stworzona dla dowolnych serwisów, które nie muszą spełniać wymogu encyklopedyczności, jaki obowiązuje na Wikipedii (dzięki czemu mamy na przykład 11,000 wpisów o Muppetach, czy też liczący 4,500 artykułów serwis dla osób identyfikujących się z futrzakami). Nie uważam, że na Wikipedii powinny znaleźć się reklamy, niemniej różnica między Wikipedią a Wikią nie jest moim zdaniem tak duża. Dlaczego więc jednemu serwisowi reklamy przystoją, a drugiemu nie?
Drążę temat, bo reklamy w dość paradoksalny sposób okazują się być skutecznym modelem biznesowym nie tylko dla molochów takich jak Google. Także serwisy z długiego ogona, i te starające się realizować idee wolnej kultury, często traktują reklamy jako jedyne realne źródło przychodów (szczególnie wtedy, gdy sam produkt jest już dostępny za darmo). Nie chodzi więc o to, czy reklamy przystoją, czy nie – a raczej o to, że reklamy jawią się wielu osobom jako konieczne, jeśli niezależna lub wolna kultura ma mieć źródła finansowania.
Treść postu można wykorzystywać zgodnie z licencją Creative Commons. Wpis pierwotnie ukazał się na blogu Kultura 2.0.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: Alek Tarkowski.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Oznaczone jako → 
Share →