Adolf Hitler nie był idiotą. Leżący przede mną egzemplarz „Mein Kampf” utwierdza mnie w tym przekonaniu. Oprócz gigantycznej ilości informacji z dziedziny, jaką my teraz nazywamy „Social Engineering”, jest tu też dokładny opis stanu, w jakim znajdowały się ówczesne Niemcy. Czemu o tym piszę? Otóż najbardziej z całej książki utkwił mi w pamięci akapit opisujący stan germańskiego szkolnictwa. Słowami autora (parafrazuję; wybaczcie ale nie mogę teraz znaleźć odpowiedniego akapitu): Niemiec wychodzi ze szkoły z dużą ilością wiedzy ale bez umiejętności samodzielnego myślenia. Brzmi znajomo?

Madey w swoim artykule pokazuje nam jak wygląda sprawa na polskim rynku pracy. Młodzi ludzie muszą się wykazać naprawdę pokaźnym zestawem umiejętności, by móc myśleć o jakiejkolwiek pracy. Nie, nie muszą. Oni muszą udowodnić, że potrafią myśleć i pracować, a świadectwa szkolne mają być tym dowodem dla potencjalnego pracodawcy.
Pamiętam, gdy musiałem wybrać dokąd chcę iść po podstawówce. Wybory były dwa: albo idę do liceum na informatykę, albo do technikum na „Administrację Sieci”. Wybór był oczywisty (byłem w o tyle komfortowej sytuacji, że egzaminami wstępnymi nie musiałem się martwić), poszedłem do liceum. Czemu? Bo w liceum uczą myśleć. Zawodówki, jak sama nazwa wskazuje, mają na celu wyuczenie określonych czynności, potrzebnych do wykonywania określonego zawodu. Zgaduję (właściwie jestem tego dosyć pewien), że gdybym wybrał karierę administratora sieci, to po kilku latach nauki miałbym wystarczająco dużo umiejętności, by bez problemu zdobyć certyfikat Microsoft/Novel/inna-firma Network Administrator. I co dalej? Mógłbym znaleźć pracę przy administrowaniu takimi systemami, o jakich uczyli mnie w szkole. Ale ja wybrałem liceum i chcę wierzyć, że po wyjściu z tego liceum, będę mógł powiedzieć, że znam się na administrowaniu sieciami w ogóle i nie interesuje mnie pod jakim systemem chodzi dana sieć, gdyż dla mnie nauczenie się nowego systemu to kwestia tygodnia, dwóch.
I właśnie na tym ma polegać edukacja. Zdanie matury nie ma oznaczać, że znam na pamięć interpretację wierszy Kochanowskiego czy też, że wykułem wszystkie wzory z fizyki. Matura ma oznaczać, że potrafię zinterpretować dowolny wiersz i wyprowadzić dowolny wzór. Mam rozumieć co się dzieje w poszczególnych fazach mitozy, a nie wykuć te fazy na pamięć kompletnie nie rozumiejąc co właśnie zapamiętuję.
Mam potrafić posługiwać się graficznym systemem operacyjnym, oraz zintegrowanym pakietem biurowym, a nie systemem Microsoft Windows i programami z pakietu Microsoft Office. Co się stanie gdy powiem, że potrafię się posługiwać procesorem tekstu? Może wezmą mnie do sejmu. Jeśli powiem, że znam Worda, to moje szanse zmaleją. I to znacznie. A tego bym nie chciał.
To jest właśnie cel jaki przyświeca projektowi Magiczny Flet. Microsoft ogranicza. Pod Linuksem natomiast można młodzieży pokazać i Open Offica, i KOffica, i masę innych programów. Za darmo.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: Mariusz Mazur.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Share →