Weekend, nastrój nieco bardziej relaksujący, dlatego pozwalam sobie przypomnieć dobrze znane jak-to-w-polsce-oczywistości. Wiadomym jest, iż w Polsce prawo i jego przestrzeganie, jeśli chodzi o dostęp obywateli do informacji publicznej jest postawione na głowie.

     Niby to jawne przetargi, o których w zasadzie nic nie wiadomo, nieoficjalne układy, tajne umowy — obywatel ma płacić podatki (najlepiej jak najwyższe), ale w jaki sposób rozdysponowane są jego pieniądze — aaa… niech zwykłych żuczków o to głowa nie boli. Państwo teoretycznie powinno chociaż tym masom wyrobników zagwarantować bezpieczeństwo, ale w praktyce — jak to u nas — chroni się przestępców. Także w sferze informacji.
Poniższa notatka, jakich wiele w naszej prasie, ubawiła mnie swą bezpośredniością i zderzeniem obok siebie praw dwóch kategorii osób — pod ochroną, czyli przestępców, i zbywalnych, czyli w domniemaniu uczciwych. Nie mam pretensji do dziennikarza, ten bowiem trzyma się litery prawa, ale można zadumać się nad pobudkami autorów tegoż prawa. Przytaczam inkryminowaną informację w całej swej absurdalno-ironicznej krasie, bez dalszego komentarza:
„(…) Dyrektor (Andrzej — imię było podane wcześniej, przyp.moje) Wiśnicki nie ukrywa, że chciał zerwać umowę z «Egidą». Nie było to jednak takie proste. Kierujący «Egidą» Zygryd H. (nazwiska nie podajemy, ponieważ toczy się przeciwko niemu sprawa w sądzie) i Włodzimierz Rafalski mieli straszyć dyrektora Wiśnickiego swoimi rozległymi kontaktami (…)”.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: MACiAS.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Oznaczone jako → 
Share →