Microsoft walczy. Kiedy osiem – dziewięć lat temu pisałem o Linuksie, był to system operacyjny używany przez nielicznych. Oprogramowanie Microsoftu właśnie stawało się de-facto standardem używanym absolutnie wszędzie, a pamięć ludzka odkładała na półkę „bajki i legendy” wspomnienia z czasów używania Ami Pro czy polskiego TAGa. Wtedy Linux – i wolne oprogramowanie były po prostu ciekawostką.

Jednak świadomość użytkowników rosła. Coraz częściej ludzie zastanawiali się, czy na pewno muszą płacić za kolejną niepotrzebną im aktualizację, za funkcjonalność której nie chcą – tylko po to, by wymieniać dane z sąsiednią firmą. Zaczęto też myśleć przyszłościowo – co się stanie z danymi, które dziś tworzymy, skoro kolejne wersje popularnego pakietu biurowego mają problemy z poprawnym wyświetleniem zawartości plików utworzonych wersjami poprzednimi? Dzięki temu droga do alternatywnych rozwiązań stanęła otworem.
W tym roku nagłówki gazet donosiły – Bill Gates w Katowicach nie zarobi, Rekordowa kara dla Microsoftu, 80% krajów nie poparło standaryzacji OOXML… Światło dzienne ujrzały petycja wzywająca do równych szans przy kontraktach dla Parlamentu Europejskiego i wezwanie przypominające, że otwarte standardy są konieczne do działania internetu.
Microsoft walczy. Pamiętacie kampanię „Oto fakty” sponsorowaną przez giganta z Redmond i wielokrotnie krytykowaną ze względu na… dyplomatycznie ujmując – mijaniem się z rzeczywistością. Dziś jeden z naszych czytelników podesłał mi fascynujący odnośnik do jednej z polskich stron Microsoftu. Konkretnie – czegoś co ma być porównaniem systemu Windows z Red Hat Linuksem. Przyznam, że nie wiem, czy to odgrzewany kotlet czy nowość – nie jestem fanem stron MS i nie zaglądam na nie, jeśli nie muszę. Nie chcę też znęcać się nad każdym punktem stron MS – poruszę tylko te, które zwróciły moją szczególną uwagę.
Pierwszy z nich zatytułowany jest „bezpieczeństwo”. Kluczowe zdanie tego akapitu głosi: „W okresie pierwszych 650 dni obecności produktów Windows Server 2003, Red Hat Enterprise Linux 3 oraz Red Hat Linux Enterprise 4 na rynku, w systemie Windows Server 2003 ujawniono o 75% mniej luk zabezpieczeń niż w pozostałych systemach”. Poprosiłem o komentarz polskiego dystrybutora Red Hata, który odpowiedział krótko:
http://news.zdnet.co.uk/security/0%2c1000000189%2c39292173%2c00.htm?r=1
"With Red Hat, 99 percent, or 629 of the vulnerabilities, were due to third-party components. With Windows, four percent of flaws were due to third-party software."
Błędy Red Hat - 635 * (100% - 99%) = 6 błędów
Błędy Microsoft - 123 * (100% - 4%) = 118 błędów
I tyle w tym temacie mówią fachowcy.

Kolejny punkt mnie bardziej zafascynował – zatytułowany „wybór” od razu przyciągnął mój wzrok. Czego się dowiadujemy? Mianowicie, że w związku z tym, że istnieje wiele dystrybucji Linuksa (różniących się między sobą), „wybór aplikacji, zdolnych pracowników, partnerów, wsparcia technicznego i dystrybucji” jest mniejszy. Nie wiem dlaczego, ale mi zawsze wydawało się, że gdy więcej producentów oferuje podobny produkt – ale każdy z nich pracuje by to jego wersja była lepsza, najbardziej korzysta na nim klient. Zwłaszcza w środowisku otwartego oprogramowania, gdzie dzięki otwartym licencjom dobre pomysły są szybko przejmowane przez społeczność i rozwijane dla wszystkich dystrybucji… Mógłbym się też przyczepić tego, że raport jest o RedHacie, a jego autorzy piszą o kosztach migracji między innymi dystrybucjami, ale to już sobie odpuszczę.
Liczbą idealną jest trzy, więc na trzecim punkcie do czepiania się zakończę. Nazwany on został „interoperacyjność”. Microsoft pisze: „Otwarte oprogramowanie to model tworzenia i dystrybucji oprogramowania. Model ten nie zapewnia łatwej współpracy oprogramowania z innym oprogramowaniem ani otwartości i standaryzacji interfejsów.” Wynika z tego, że jeśli kod jest tworzony przez wiele osób, a pełna specyfikacja zapisu/wymiany danych jest dostępna dla każdego zainteresowanego bez żadnych opłat, stoi to na przeszkodzie otwartości i standaryzacji interfejsów. Bo inaczej się chyba tego nie da zinterpretować. Państwo wybaczą, ale w ten sam sposób można powiedzieć, że „informacja, że w gniazdku mamy napięcie 230V stoi na przeszkodzie budowniczym urządzeń elektrycznych”.
Być może poruszyłem stary temat – wcześniej tego tekstu nie widziałem, a jedyna data na stronie to (c) 2008. Chciałbym jednak zaprosić do dyskusji – czy tego typu strony nie są przypadkiem zakazanym przez prawo czynem nieuczciwej konkurencji?
Archiwalny news dodany przez użytkownika: honey.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Oznaczone jako → 
Share →