Po raz trzeci BSA wydało właśnie wspólnie z IDC raport na temat piractwa komputerowego na świecie – “The IDC Global Software Piracy Study”. Lektura z jednej strony pokazuje oczywistość – że zjawisko piractwa komputerowego istnieje, z drugiej strony zaś, że przy zastosowaniu odpowiedniej metodologii można pokazać, że straty ponosznoe z jego powodu przez producentów oprogramowania (oczywiście głównie tych zrzeszonych w BSA) są wręcz niebotyczne.

Pomijając oczywisty fakt istnienia piractwa ciekawe w raporcie są dwie rzeczy – liczby, które BSA cytuje (i którymi czytelnika zarzuca) oraz metodologia prowadząca do uzyskania tych liczb.

Metodologii poświęcony jest cały długi rozdział raportu. Dowiadujemy się więc w pierwszej kolejności w jaki sposób IDC wylicza “poziom piractwa” i strat z nim związanych. Wyliczenie jak się okazuje jest wyjątkowo proste i – zdawałoby się – logiczne: ustalamy jaka liczba programów została wprowadzona do użytku, ustalamy jaka liczba programów została opłacona/legalnie nabyta, odejmujemy jedną wartość od drugiej i otrzymujemy liczbę pirackich programów. Dalej bardziej szczegółowo opisane jest w jaki sposób wyliczane są poszczególne wartości (dane z analiz rynku, rozmów z dystrybutorami, producentami itp.) oraz jakie oprogramowanie było brane pod uwagę (przekrój rynku począwszy od systemów operacyjnych na grach skończywszy). Co ciekawe – oprogramowanie otwarte/darmowe (“free open source software”) – wrzucone do jednego worka z oprogramowaniem freeware i shareware (“freeware and shareware”) – uznawane jest wg podanych informacji za legalne i wliczane do odpowiednich wskaźników z wartością zero.

Kolejna informacja to szczegółowy opis zbierania informacji, z którego dowiadujemy się w jaki sposób IDC tworzy wyniki swoich badań. Okazuje się więc, że liczba dostarczonych komputerów jest szacowana na podstawie danych od dostawców sprzętu, że liczby te obejmują desktopy, laptopy i tablety ale nie serwery czy komputery PC zestawiane w klastry, że wartość przychodów z oprogramowania są szacowane – głównie na podstawie badań IDC i rozmów z dostawcami oprogramowania. Kolejna bardzo ciekawa informacja to sposób oceny jakie (i ile) oprogramowania zainstalowane jest na przeciętnym komputerze – dane są oparte na wywiadach przeprowadzonych w 2003 roku z użytkownikami komputerów z 15 krajów. Kraje te dają interesującą listę – są to Boliwia, Brazylia, Chile, Chiny, Kolumbia, Kostaryka, Dominikana, Gwatemala, Kuwejt, Malezja, Meksyk, Rumunia, Hiszpania, Tajwan i Stany Zjednoczone. Dane na rok 2004 i 2005 zostały rozszerzone o niesprecyzowane dodatkowe badania.

Na koniec jeszcze informacja jak wyliczana jest całkowita liczba zainstalowanych programów – jest to wynik prostego mnożenia szacunkowych danych pochodzących od użytkowników przez liczbę dostarczonych komputerów.

Jak widać badanie wydaje się być przeprowadzone rzetelnie i szczegółowo. Ciekawie jednak wyglądają przedstawione w raporcie liczby oraz wyciągane z nich wnioski. Dowiadujemy się więc, że krajem o najwyższym współczynniku piractwa na świecie jest Wietnam, ale w pierwsze dwudziestce pojawiają się też takie potęgi jak Zimbabwe, Botswana czy Wybrzeże Kości Słoniowej. Oczywiście z drugiej strony skali na pierwszym miejscu mamy Stany Zjednoczone a zaraz za nimi większość najbogatszych państw świata.

Ciekawie wyglądają również niektóre z wniosków z wyników. Dowiadujemy się, że spadek poziomu piractwa w Chinach związany jest z obowiązkowym dostarczaniem legalnego oprogramowania wraz z nowymi komputerami (nie ma jednak informacji jaką jego część stanowi wolne oprogramowani). Nie zostały przez BSA pochwalone Brazylia i Meksyk – ciekawe czy ma to jakiś związek z decyzjami jakie w ostatnim czasie podejmowały władze obu tych krajów. Dostało się też krajom Europejskim – Włochom, Hiszpanii, Portugalii i Francji.

Po przedstawieniu wyników procentowych raport przechodzi do oceny efektów piractwa. I to jest chyba najzabawniejsza część całego raportu – autorzy powołują się m.in. na wcześniejszy (również opublikowany przez BSA i IDC) raport, z którego wynikają niesamowite liczby – ograniczenie piractwa o 10% ma spowodować w okresie czterech lat powstanie 2,4 miliona nowych miejsc pracy oraz astronomiczne wpływy z podatków i ogólny wzrost gospodarczy (cytowane są kwoty idące w miliardy dolarów). Co ciekawe zdaniem twórców raportu większość tych astronomicznych kwot zostanie w krajach “konsumentach” oprogramowania.

Dalej wyliczane są kwoty strat zależnie od regionu – oczywiście im wyższy stopień zaawansowania technologicznego tym większe straty (Polska znalazła się na szesnastym miejscu przynosząc straty w wysokości 388 milionów dolarów). Co ciekawe – jeśli wziąć pod uwagę to, że oprogramowanie otwarte/darmowe jest wliczane po stronie “legalnej” z wartością zerową, to faktycznie “straty” producentów oprogramowania są jeszcze wyższe.

Na koniec raportu pozostawiono informację o trendach w piractwie (tym razem po głowie dostały Indie i… szerokopasmowy dostęp do internetu) oraz metodach walki z piractwem (“policyjne” metody wymuszania przestrzegania legalności, edukacja i dobry przykład dawany przez rządy).

Tyle raport – moje wrażenia po jego przeczytaniu są dość jednoznaczne. Oczywiste jest, że piractwo przynosi straty producentom oprogramowania komercyjnego. Podawane jednak w raporcie metody prowadzenia badań i liczby oraz towarzyszące im komentarze są moim zdaniem czystą propagandą średnio mającą przełożenie na rzeczywistość – zwłaszcza w kontekście tego jak to zmniejszenie piractwa (czytaj: zwiększenie zakupów oprogramowania produkowanego przez firmy będące członkami BSA) zwiększy zyski lokalnych firm czy wpływy z podatków. Myślę jednak, że raport wart jest przeczytania choćby po to, żeby wiedzieć jakich metod używa “druga strona”.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: mat.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Share →