Nie aż tak niedawno empiryzm wszedł na salony, ale wygląda na to, iż Roger Penrose słodko przespał zmianę warty i w swej rozprawie posługuje się cokolwiek zardzewiałym orężem — spekulacjami…

     Nie trzeba być znamienitym historykiem, skojarzenia nasuwają się same — tak jak dzisiaj sławny fizyk dywaguje na temat przyszłych konstrukcji A.I., tak w zamierzchłych czasach z równym powodzeniem scholastycy mogli obalać ideę samolotu, wykazując niedostateczną liczbę aniołów unoszących podniebną machinę. Bo czymże innym jak nie jałową dysputą jest abstrakcyjna konstrukcja komputera z egzaltowanym rozstrząsaniem tak ważkich detali jak kierunek przesuwu taśmy (tu starsi czytelnicy pamiętający miesięcznik „Komputer” i felietony Matematyka westchną z nostalgią — to była klasa…), aby urwać w pół wykładu i raptem publicznie przyznając się do nieznajomości rzeczy rozprawić się z nielubianą dziedziną nauki w te słowy — „nie wierzę”.
     Cha! Pięknie, lecz z powodu niewiary sławy starczyło raptem na jednego Tomasza, a czytelnicy spragnieni wiedzy tak łatwo nie powinni zadowalać się brakami w wyobraźni autora. Ani tym bardziej płacić za owe braki, gdyż do zaoferowania zostaje niewiele już atrakcji. Zaledwie umiarkowanie interesujący materiał o fraktalach i w zasadzie książka w książce — streszczenie kursu fizyki. Autor na wstępie zdążył usprawiedliwić wprowadzenie do tej części wzorów, ale bliższa prawdy będzie konstatacja, iż tylko z niewielu potrafił zrezygnować. Poziom tej części dalece odbiega od innych popularyzatorów nauki, których miałem przyjemność czytać — to raczej strywializowany podręcznik akademicki niż pozycja popularnonaukowa. Jeśli potrzeba komuś rzetelnej wiedzy lepiej będzie sięgnąć po klasycznego Feynmana, jeśli zaś gimnastyki umysłu — można zacząć od Gribbina. Penrose nie znalazłby odbiorcy, gdyby sam go nie wymyślił — otóż i powołuje do życia „wykształconego laika” (sic). Potrzeba matką wynalazków!
Całość sprawia wrażenie przedłużenia autorskich walk o granty i inne przywileje niż rzetelny pojedynek naukowy. A miało być przecież znacznie lepiej — wydawnictwo na okładce anonsuje ten tytuł jako „potężny atak” na A.I. Nawet ja, terminujący dopiero w sztucznej inteligencji, chętnie skrzyżowałbym argumenty — tylko gdzież ten atak?
     W miejsce egzorcyzmów R.Penrose’a mam dużo zdrowszą propozycję: poczekajmy do stworzenia dobrych systemów rozpoznawania mowy, funkcjonalnych systemów rozpoznawania obrazu — to jest realizowalne — a futurystykę zostawmy reżyserom filmowym. Oni przynajmniej za lat parę nie będą musieli wstydzić się za swe niespełnione wizje.
     Werdykt — 1; w pierwszym rzędzie za wpajanie złych wzorców dyskusji oraz zniechęcanie do pracy.
Info:
Nowy umysł cesarza, Roger Penrose, PWN, 2000 (Oxford University Press, 1989).
Legenda:
1 — szkodzi zdrowiu, zalecana do obiegu wtórnego,
2 — w celach zniwelowania luzów w biblioteczce w sam raz,
3 — poprawna, ale lepiej rozejrzeć się za czymś ciekawszym,
4 — dobra rzecz, docenia się ją każdego dnia z wyjątkiem świąt,
5 — boska, można kupić i czerpać natchnienie z samej okładki.
Archiwalny news dodany przez użytkownika: MACiAS.
Kliknij tutaj by zobaczyć archiwalne komentarze.

Oznaczone jako → 
Share →